środa, 23 listopada 2011

Viral i ambient na czas kryzysu?

Coraz więcej firm powoli wchodzi w odważne formy marketingu partyzanckiego i wirusowego. Weźmy za przykład Tesco i Natanka. Posunięcie ryzykowne, ale efekt za dość niewielkie fundusze - spektakularny. Czemu firmy ponoszą takie ryzyko? Przecież nie zawsze się ono opłaca. Wszyscy wiemy, co spotkało viral BPH… (viral z dość nietypowym, łagodnie rzecz ujmując, podejściem do obsługi klienta).

Virale i ambient marketing to sztuka i nie każdy potrafi jej podołać. Jednak rośnie jej udział w torcie wydatków na promocję. W branży mówi się coraz wyraźniej, że kryzys będzie sprzyjał niestandardowym formom komunikacji. A to chyba nie jest stwierdzenie przesadzone. Zwłaszcza w kontekście ostatnich doniesień o kosztach reklamy w popularnej komercyjnej stacji telewizyjnej w trakcie emisji niestrudzonego Kevina, który znów zostanie sam w domu na święta - ceny zbliżają się do 50 tysięcy polskich peelenów.

Jednak nie o kryzys rzecz się rozchodzi, a o konsumenta, którego już nie ma. Prosument, który go zastąpił oczekuje ciekawszych form komunikacji. Przykłady tych najlepszych? Oto i one:



Z tego też względu w Polsce musi zmienić się podejście do ambientu. Hasła w stylu potrzebuję czegoś imponującego na jutro – to wciąż przykry standard, z jakim spotykają się agencje reklamowe. Dobra akcja ambientowa potrzebuje czasu i briefa, w którym ustalimy budżet, timingi, grupę docelową, strategię komunikacyjną i wskaźniki KPI.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz